- Chodźmy do tej kawiarenki co pytałam w niej o pracę! Wypijemy gorącą czekoladę i zjemy jakis pacek.
- A daleko to jest? Przydałoby się zająć Gają i...
- Oj przestań! Zdążymy - nie pozwoliłam jej dokończyć. - Ja stawiam!
- No dobra, ale szybko.
Wsiadłyśmy w pierwszy autobus jadący pod galerię i byłyśmy na miejscu w pięć minut.
- Zajmij miejsce, a ja pójdę zamówić napoje. Chcesz coś jeszcze?
- Nie, dzięki.
Podeszłam do lady i zagadała do młodej kobiety stojącej za ladą.
- Przepraszam - dziewczyna odwróciła się do mnie z miłym uśmiecham.
- Dwie gorące czekolady.
Czekałam aż dziewczyna podejdzie do mnie z napojami. Zapłaciłam jej i ruszyłam w stronę Rozalii.
Wypiłyśmy czekoladę rozmawiając o nowej szkole. Nasze trajkotanie przerwał nam dzwonek mojego telefonu.
- Mama - powiedziałam do Rozi, bo wiedziałam, że będzie chciała wiedzieć. - Halo?
- Hej kochanie! - usłyszałam z drugiej strony.
- Cześć mamo.
- Pamiętacie chyba, że dziś przyjeżdżamy? - "Fuck" zaklęłam bezgłośnie. - Za trzy gadziny powinniśmy być.
- Oczywiście, że pamiętałam - wysiliłam się na najweselszy ton. - Właśnie wracamy z miasta. Jak przyjedziecie będziemy na was czekać.
- To dobrze, chyba ten klimat ci pomaga - zaśmiała się mama. - Zawsze o wszystkim zapominasz.
- Haha, bardzo zabawne. Wiesz co muszę kończyć, bo właśnie autobus przyjechał. Papa, całuski.
- Paa.
- Rodzice! Pamiętałaś?
- O cholera - Rozalia otworzyła szeroko oczy. - Mamy kaw w domu? Albo jakieś ciasteczka?
- Chyba nie. Skończyłaś? Kupimy tu jakieś ciasta i skoczymy do spożywczego kupimy kawę, jakąś herbatę i coś tam jeszcze.
Podeszłam do lady i kupiłam jakieś ciasta, które ładnie wyglądały i poszłyśmy do spożywczaka. Po dwudziestu minutach i pełnymi reklamówkami ruszyłyśmy na autobus.
Wpadłyśmy do domu całe mokre od deszczu, który zaczął przeobrażać się w burze podczas podróży.
- Mamy półtorej godziny - powiedziałam patrząc na zegarek. Idę do Gaji ściągnąć ją z pastwiska, aty idź się już przebrać i ogarnij trochę w salonie.
Zabrałam szybko kucyka z padoku i przygotowałam jej boks. Po przyjściu do domu Rozalia ogarniała już salon i przygotowała wszystko w salonie i robiła herbatę w kuchni. pobiegłam szybko się przygotować.Przebrałam się w białą bluzkę w napisem "Watch out" i czarne trochę podziurawione jeansy. Mokre włosy spięłam w kucyka żeby nie zmoczyć wszystkiego.
Salon był już prawie gotowy na przyjazd gości. Wszystko wysprzątane i pochowane, na stole stał dzbanek z herbatą podgrzewany świeczką, aby nie wystygła, szklanki dla wszystkich, talerzyki z łyżeczkami do ciasta, które stało poukładane na talerzu obok.
Posłałam Rozalie żeby się przygotowała, a sama poszłam do kuchni. Na tacy położyłam filiżanki na spodeczkach. Wsypałam do nich trochę kawy i położyłam na tacy mleczko i cukier.
Zostało nam jeszcze pół godziny więc siadłam w salonie z laptopem na kolanach i Syriuszem u boku. Wykańczałam właśnie niespodziankę dla Rozalii gdy rozbrzmiał dzwonek do drzwi.
Pobiegłam otworzyć i ujrzałam w nich rodziców.
- Cześć! - objęła mnie mam w niedźwiedzim uścisku.
- Weź rusz się, bo mokniemy! - usłyszałam głos pani Mayor.
- No już, już.
Wszyscy się rozebrali i ruszyliśmy do salonu. Zostawiłam ich tam z Rozalią, a sama poszłam zalać kawę. Gdy wróciłam wszyscy już wesoło rozmawiali.
***
Po godzinie moja mama powiedziała poważnym tonem:
- Tak jak mówiliśmy dostaniecie własne konie, jak poradzicie sobie z kucykiem to kupimy wam konie do jazdy. Miałyście mieć miesiąc próby, tak więc będzie. Macie jeszcze dwa tygodnie i sprawdzimy go razem z weterynarzem, ale pamiętajcie, że trzy konie to nie jeden mały kucyk. Będzie więcej obowiązków i jak nie będziecie dawały rady, zostanie wam ten przywilej odebrany. Rozumiecie?
- Oczywiście - powiedziała Rozalia. Zawsze była lepsza w takich poważnych sprawach.
- Aby kupić konia na pewno będziemy potrzebować więcej niż godzinę - kontynuowała mama Roze. - Przyjedziemy więc w piątek popołudniu i sprawdzimy Gaję. Jeżeli będzie wszystko dobrze to w sobotę spędzimy cały dzień na szukaniu dla was koni, a w niedziele zjemy wspólnie obiad i po popołudniowej kawie pojedziemy do domu.
- Super - próbowałam udawać jak najweselszą, ale niezbyt mi to wyszło. - Przepraszam muszę iść do ubikacji, zaraz wracam.
Wybiegłam z pokoju i chyliłam telefon wystukałam wiadomość " Przeprowadzamy się żeby nie mieć ich na karku, a oni przyjeżdżają na weekend u nas spać, no poprostu super!" wysłałam wiadomość do Rozy. Po paru minutach wróciłam do pokoju żeby wyglądało wiarygodnie.
- My się już będziemy zbierać - powiedział mój tata.
- Super - próbowałam udawać jak najweselszą, ale niezbyt mi to wyszło. - Przepraszam muszę iść do ubikacji, zaraz wracam.
Wybiegłam z pokoju i chyliłam telefon wystukałam wiadomość " Przeprowadzamy się żeby nie mieć ich na karku, a oni przyjeżdżają na weekend u nas spać, no poprostu super!" wysłałam wiadomość do Rozy. Po paru minutach wróciłam do pokoju żeby wyglądało wiarygodnie.
- My się już będziemy zbierać - powiedział mój tata.
***
Pogadaliśmy jeszcze przez chwile w drzwiach i rodzice pojechali sobie. Ogarnęłyśmy w salonie i ruszyłyśmy do swoich pokoi przygotować się na następny dzień. Oczywiście jak to ja już po pięciu minutach musiałam iść do Rozali po pomoc, bo nie wiedziałam gdzie co mam i zapomniała zabrać tego i tamtego. Dlatego, że mieliśmy zabrać tylko zeszyty zabrałam małą żółtą torebkę i dobrałam do niej szare dresy i równie żółty żakiet. Do tego trampki i pare dodatków. Z gotowym strojem mogłam spokojnie porobić inne rzeczy nie bojąc się, że rano będę stać w garderobie i jęczeć, że nie ma się w co ubrać.
Przed dwudziestą siadłyśmy w salonie z laptopami i latałyśmy myszkami jak szalone. Po skończeniu mojej niespodzianki weszłam na facebook'a i wysłałam Rozie linka. Była to nasza strona internetowa, na której zareklamowałam nasze "przedsiębiorstwo". Wstawiłam tam sześć zakładek i w każdej było o czymś innym. W pierwszej o naszej dwójce, trochę o charakterze, zainteresowaniach itp. W drugiej o przeprowadzaniach na kucyku i nauki opieki nad nim oraz więzi i zaufania. Trzecia została poświęcona zdjęciom Rozali i ogłoszeniu że organizuje sesje. W czwartej opowiedziałam o tańcu i zaproponowałam dwie lekcje po 1,5h, jedną z jazzu i jedną z hip-hopu. W piątej podałam nasze numery telefonu i adres e-mail aby można się było z nami skontaktować. Na stronie głównej wstawiłam ogłoszenia o wszystkim w skrócie gotowe do wydrukowania i powieszenia.
- I co sądzisz? - uśmiechnęłam się szeroko do Rozy.